Linki >> 2011 Lublin Krzysztof Kolberger wspomnienie
Główna
News
Robert Grudzień
Festiwale
Galeria
Przyjaciele
Pomoc/akcje charytatywne
Linki
Mapa strony
Kontakt
Organy


  Logowanie


Wspomnienie o Krzysztofie Kolbergerze

 

W tym tygodniu tj. 7 sierpnia
w niedzielę, niemal na półmetku Międzynarodowego Festiwalu Organowego
odbywającego się po raz XV w kościele pw. Św. Rodziny minie dokładnie osiem
miesięcy od śmierci Krzysztofa Kolbergera – aktora, który przez wiele ostatnich
wakacyjnych sezonów gościł z występami w lubelskiej świątyni.


Od 1991 roku artysta zmagał się z rakiem nerki,
jednocześnie bardzo aktywnie pracując jako aktor i reżyser. Przypomnijmy, że
choroba zaatakowała go, gdy z nowotworem bezskutecznie walczyła jego siostra.
Wtedy właśnie postanowił, że mottem jego życia stanie się służba innym. Mimo
cierpienia jeździł po kraju z poetyckimi recitalami, przyjeżdżał z nimi także
do Lublina.

Jako wybitny artysta wiedział, że poezja to doskonała
odtrutka na trudy codziennego dnia. Wyzwala o­na w słuchaczach własne emocje,
własne refleksje. Tym samym przypomina o wolności wewnętrznej każdego
człowieka, pośrednio o godności , czyli o najważniejszych wartościach, które
ludzie posiadają niezależnie od pełnionych funkcji, zarabianych pieniędzy,
wykształcenia. (Od lat więc w sercach lublinian umacniał poczucie własnej
wartości.)

Warto przypomnieć, że do
podjęcia tej szczególnej misji przyczynił się także 13 grudnia 1981 r - tj.
dzień ogłoszenia stanu wojennego . Tamtego dniaKrzysztof Kolberger - pomimo bezwzględnego zakazu występów artystycznych
pod groźbą aresztowań - stawił się w jednym z warszawskich kościołów by
recytować wiersze Miłosza. Wyjaśniał później, że postąpił tak z poczucia odpowiedzialności,
ponieważ był już na ten występ umówiony. Ale recytacja słów „W mojej ojczyźnie,
do której nie wrócę...”dała mu
nieoczekiwanie silne poczucie wspólnoty ze słuchającymi go warszawianami.
Złamała w nim też chęć do ucieczki z Polski (planował ją z ówczesną żoną Anną
Romantowską).

Znane było
zamiłowanie Kolbergera do poezji romantycznej. Np. w 2009 r. w kościele pw. Św.
Rodziny deklamował poezję
Juliusza Słowackiego. Zapewne do dziś bywalcy
Międzynarodowego Festiwalu Organowego mają w pamięci ciszę jaka zalegała w
świątyni pod wpływem wzruszenia wzbudzonego przez recytującego aktora. Jeszcze
w zeszłym roku deklamował w Lublinie poezję Słowackiego i Mickiewicza.Wcześniej odczytywał tu wielokrotnie Tryptyk
Rzymski Jana Pała II, a także poezje Zbigniewa Herberta. ( Przyznawał się, że
słynne „dialogi” Papieża – Polaka z wiernymi były dla niego wzorcem kontaktu z
widownią.)

W Lublinie
na letnichśrodowych koncertach
organowych w kościele św. Rodziny pojawił się dzięki zaproszeniu dyrektora
festiwalu Roberta Grudnia. Mimo walki z chorobą, zapamiętamy go jako
eleganckiego, opanowanego artystę, który do końca zachował pogodę ducha.

.




Pytania do p. R. Grudnia:

Jakie wrażenie zrobił na Panu Krzysztof Kolbergerr
podczas pierwszego spotkania? Co spowodowało, że zaprosił go Pan do współpracy
i do udziału w Lubelskim festiwalu?

Intrygował mnie od co najmniej
dwudziestu lat, jego aktorstwo, głos. Czasem spotykałem go podczas festiwali
teatralnych, ale byłem wstanie zamienić tylko kilka zdawkowych zdań. Myślę, że
miał charyzmę, podobnie jak Jan Paweł II, który swoją klasa w jakiś sposób
odbierał innym chęć do wcześniej przygotowanych przemówień – opowiadała o tym
m.in. Anna Seniuk. Paraliżowały mistrzowskie aktorstwo, charakterystyczna barwa
głosu. Zawsze mówił pełnymi zdaniami, kończył rozpoczętą myśl. Wiedziałem, że
wraz z Krystianem Zimmermanem , po jego zwycięstwie w konkursie Chopinowskim
jeździli po Śląsku z koncertami poetycko – muzycznymi. Miałem nadzieję, że uda
się go namówić do podobnej współpracy w Lublinie. Festiwal trwał od kilku lat,
ale kiedy zacząłem zapraszać znanych aktorów, nastąpił zwrot. W 2002r.
zaproponowałem recytacje kilku wierszy Karola Wojtyły. W kolejnym roku
Krzysztof czytał już Tryptyk, z którym wystąpiliśmy 35 raz

II.

Jak p. Kolberger czuł się wśród naszej publiczności ?

Czy była więź między nim a
słuchaczami?

Ludzie bardzo go lubili. Gdy występował, ten jeden z
największych lubelskich kościołów był wypełniony po brzegi. Na Kolbergera
przychodziło nawet 2000 osób. Zdarzał się, że dostawialiśmy pięćset krzeseł. Na
świecie nie ma czegoś takiego. Spotkania z poezją odbywają się kameralnie, w
sali bibliotecznej. W dużych halach można poezje jedynie popularyzować.
Tymczasem Kolberger wywoływał w ludziach takie skupienie, że nie oglądali się
na sąsiada, nie szeptali uwag na bieżąca. Z boku było widać twarze skierowane
tylko w stronę aktora. Był reżyserem teatralnym i znał wartość ciszy. Potrafił
więc zwrócić uwagę, gdy np. hałasowały dzieci. Nauczył swoich słuchaczy w
Lublinie, bez względu na wiek, skupienia.

* Dlaczego chciał tu powracać? Co te koncerty wnosiły do
jego życia, a może też do jego działalności artystycznej?

W Lublinie bardzo się wzruszał.
To było niesamowite, że poezję wobec 2000 osób mógł tutaj mówić szeptem. To się
nie zdarza. Przyznał, że jest zaskoczony. W 2009 r. po recytacji Słowackiego
wyznał publiczności „Bardzo dziękuję Państwu za skupienie, to niesamowite”.Był małomówny, więc ta uwaga była tym bardziej cenna.

Nie miał siły z powodu choroby,
ale te koncerty go mobilizowały. Nie potrzebował pieniędzy – był bogaty, miał
apartament w Warszawie. Ale opiekująca się nim lekarz – Dr Ewa Hutnikiewicz z
Krynicy Zdrój nawet go zachęcała. Na co dzień bez siły, po koncercie jeszcze
długo był aktywny, pił herbate, rozmawiał.

Kolberger był współautorem książki „Odnaleźć dobro”
Marzanny Graff – Oszczepińskiej, mówiącej o osobistym spotkaniu z prawdziwym
dobrem tkwiący w każdym człowieku. Ten fakt mówi o szlachetności charakteru p.
Krzysztofa. Proszę podzielić się z nami kilkoma szczegółami z relacji z p.
Krzysztofem, któreuchronią nas przed
wytworzeniem sobie zbyt „lukrowanego „wspomnienia o wielkim artyście scen
polskich.

No cóż, na pewno nie była „lukrowana” jego rzeczywistość
ostatnich lat. Po załamaniu zdrowia w 2005 r. z powodu raka trzustki , żył –
jak mówił – na słoikach. Odpowiednie dawki żywności, lekarstw, nieustanny
kontakt z lekarzem, który z kliniki w Krynicy telefonicznie instruował go, że
konieczne są np. gotowana marchewka, buraczki. W jakiejś wiosce dostał wskazówkę,
ze musi mieć rybę w folii, zamiast podawanego tam sznycla. Życie w nieustannym
wyczerpaniu, o­n nie był w stanie powiedzieć twierdząco czy weźmie udział w
koncercie. Natomiast ja zawsze potwierdzałem, ponieważ Kolbergerjeszcze kwadrans przed występem się
wycieńczony, ale nagle, jak w zegarku, ubierał się, wewnętrznie mobilizował i
grał. Ta sytuacja się powtarzała, także w Lublinie, gdzie o­nkolodzy widząc jego
stan, mówili , że jest to człowiek umierający. Nie boi się Pan ryzyka…

* Jakie jest najbardziej dla Pana znaczące wspomnienie o
p. Kolbergerze?

Zaskakiwało mnie jak szybko i jak
dużo zyskiwał fanów. W 2008 r. po koncercie w kościele pw. Św. Rodziny, podczas
którego recytował Herberta sprzedał 80 egzemplarzy swojej książki „Przypadek –
nieprzypadek”. To był ogromny sukces.. Ale proszę sobie wyobrazić, że rok
później w 2009 r , po koncercie w Lublinie sprzedał ich aż 120 . To ewenement w
skali światowej. Nasz ostatni występ odbył się 11 listopada 2010r. Dzwonił
do mnie z Anią Romanowską n
a Wigilię i Nowy Rok. Zmarł 7 stycznia w
szpitalu..

* W tym roku obchodzi Pan 25- lecia pracy twórczej. Co
Kolberger wniósł do Pańskiego życia? W jaki sposób wpłynął na Pana jako
dyrektora i artystę, oraz na człowieka?

Mogłem wzorować się na jego
profesjonalizmie. Był bardzo wymagający wobec siebie. W pracy nie szedł na
kompromis, tzn, jeśli uważał , że coś do siebie w scenariuszu idealnie nie
pasuje – muzycznie czy poetycko -to
lepiej z tego w ogóle zrezygnować. Był
perfekcjonistą, dbał o szczegóły. Chociaż, gdy nasza współpraca trwała już
kilka lat, pozwalaliśmy sobie na trochę improwizacji.

Byłem dosyć odważny, aleKolberger dopingował mnie swoją postawą, żeby
być sobą. Zawsze koncentrował się na pracy, a nie na tym co inni powiedzą.
Sumując koncerty i podróże to spędziłem z nim non stop około 360 dni. Chłonąłem
jego logiczny sposób myślenia i wyrażania się, widziałem jak poważnie traktował
ludzi. Pamiętam jak mówił, że człowieka naprawdę można poznać tylko po
tym
, w jaki sposób wykonuje swoją prace.

 

* Dziękuję za rozmowę.

Monika Skarżyńska

mso-ascii-theme-font:minor-latin;mso-fareast-font-family:Calibri;mso-fareast-theme-font:
minor-latin;mso-hansi-theme-font:minor-latin;mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;mso-ansi-language:PL;mso-fareast-language:EN-US;
mso-bidi-language:AR-SA">nowytydzień W LUBLINIE 2011